Budynek biurowy – biuro, w którym wszystko się decydowało

Ten niepozorny, dwukondygnacyjny budynek biurowy był „mózgiem” całej stoczni portowej. Na dawnych planach z pocz. XX w. oznaczano go jako Bureau-Gebäude – budynek biurowy. Usytuowany centralnie między magazynami nr 1 i nr 2, mieścił administrację Urzędu Budowy Portu. Budynek wzniesiono na planie prostokąta (~10 × 15 m) z niewielkim ryzalitem od strony zachodniej. Parter podzielony był na sześć pomieszczeń (w tym cztery pokoje biurowe), na piętrze zapewne znajdowały się kolejne biura i archiwum. Kubatura obiektu wynosi ok. 942 m³, powierzchnia użytkowa ok. 314m².

W okresie niemieckim parter zajmowały biura majstrów i kierowników technicznych, gdzie prowadzono dokumentację prac, rozliczano dniówki robotników i sporządzano zamówienia na materiały. Tutaj codziennie rano zbierali się brygadziści, by otrzymać dyspozycje na dany dzień. Na piętrze prawdopodobnie urzędował dyrektor portu (zwłaszcza po 1924 r., gdy świnoujski urząd przejął funkcje dyrekcji portu). Według opowieści robotników, w biurze panowała wojskowa dyscyplina – spóźnienia i niedbalstwo były karane finansowo.

Podczas radzieckiego pobytu (1945–1992) budynek nr 33 pełnił funkcję administracyjno-sztabową bazy. Urządzono w nim biura dowództwa jednostki wojskowej oraz sale szkoleniowe dla marynarzy. Wprowadzono zapewne pewne przeróbki wewnątrz (np. ścianki działowe czy zbrojone drzwi), lecz zasadnicza bryła budynku nie uległa zmianie.

W budynku biurowym królowała niemiecka „Ordnung” – każdy proces obudowany był formularzem, pieczątką i podpisem. Zamówienie na skrzynkę śrub zaczynało się od Bestellschein w trzech egzemplarzach: biały do magazynu, różowy do księgowości, żółty do archiwum. Gdy majster odbierał towar, magazynier stemplował kartę „Geprüft – abgegeben”, a kopię wpięto do Tagesbuch, dziennika dziennego wydania materiałów. Nawet karta narzędziowa tokarza nosiła szereg stempli: dział warsztatów, kontrola techniczna, wreszcie kasjer – dopiero wtedy dokument był „ważny w obiegu”.

Wszystko miało swoją rubrykę: liczba nitów, waga blachy, czas pracy. Co tydzień biuro wysyłało do Szczecina zestawienie w formie Sammelbericht, zszyte sznurkiem i zalakowane czerwoną pieczęcią urzędową. Dzięki tej drobiazgowej papierologii w razie awarii można było w ciągu minut wskazać, kiedy, przez kogo i z jakiej partii materiału powstał konkretny element – dokładnie tak, jak chciał dyrektor portu: „Diesel i dokument mają chodzić równo”.