Robotniczy „hotel”

Kiedy około 1900 r. wzdłuż zachodniego nabrzeża stanął dwukondygnacyjny barak z czerwonej cegły, nikt nie mówił o nim inaczej niż Arbeiterbaracke. Miał niespełna 380 m² powierzchni użytkowej i prostą, ekonomiczną konstrukcję: dwa duże, wieloosobowe pokoje na parterze, dwa kolejne na piętrze, wspólna świetlica-jadalnia oraz skromna umywalnia. Piętrowe prycze z siennikami wypchanymi słomą ustawiono w długie szeregi; w każdym pomieszczeniu stał żeliwny piecyk na węgiel i koks, jedyne źródło ciepła w zimowe noce.

Barak tętnił życiem niemal całą dobę. Przed świtem rozlegał się gwizdek syreny stoczniowej, a kilkudziesięciu mężczyzn – kowali, tokarzy, cieśli okrętowych i pomocników – ruszało do hal warsztatowych. Wieczorem, w półmroku lamp naftowych, naprawiali ubrania, czyścili narzędzia i słuchali skrzypiącego gramofonu, który ktoś przywiózł z Berlina. Miejsca było mało, prywatności brak, ale z baraku wykształciła się mała społeczność – gwarna mieszanka Ślązaków, Kaszubów, Galicjan i Meklemburczyków. Na pryczy obok siebie leżeli ludzie mówiący dialektami, które na lądzie rzadko brzmiały razem.

Warunki higieniczne były surowe. W ciągu tygodnia myto się w miskach z zimną wodą lub – latem – w samym basenie, a prawdziwą kąpiel za kilka fenigów można było wziąć dopiero w miejskiej łaźni w niedzielę. Tego jedynego wolnego dnia po mszy w kościele,  większość robotników zaglądała do kantyny: kufel piwa kosztował około 20 fenigów, kromka chleba ze smalcem dziesięć.  Czteromarkowa dniówka (przy 10–12 godzinach pracy) wystarczała na proste utrzymanie, bilet do łaźni i odłożenie kilku fenigów „na czarną godzinę”.

Dla wielu robotników, którzy przyjechali za pracą z odległych stron praca w stoczni była trampoliną do lepszego życia: po kilku latach praktyki w Świnoujściu wielu fachowców wyjeżdżało do Hamburga albo Bremy, w kieszeni mając listy polecające i  fach w ręku. 

Po 1945 r. budynek przejął radziecki garnizon i przerobił na koszary oraz biura sztabowe; wielkie sale podzielono ściankami, dobudowano sanitariaty, na dachu pojawiły się anteny łączności. 

Obecnie budynek pełnił funkcje zaplecza mariny jachtowej.